Dwujęzyczność po 19 miesiącach – rozwój mowy

Piszę ten wpis w momencie, gdy Anastazja ma 19 miesięcy – ostatnie tygodnie wypełnione są nowymi słówkami, po polsku i angielsku – powtarza, podłapuje, nazywa wszystko wokół siebie. Ja i rodzina oswoiliśmy się już z dwujęzycznością na tyle, że rzadko kiedy padają pytania o mieszanie języków czy „dalej mówisz po angielsku?” Choć zdarzają się i pewnie całkowicie od nich nie ucieknę!


Jak już nie raz wspominałam, Anastazja wydaje nam się bardzo rozwinięta ruchowo – zaczęła chodzić w wieku 9 miesięcy, szybko też raczkowała i siadała. Wspina się, coraz szybciej biega, jak to tata mówi: sprawniocha z niej! Wielokrotnie mówi się, że dzieci dwujęzyczne później zaczynają jednak mówić. To też jest chyba największy zarzut jeśli chodzi o dwujęzyczność.


Z drugiej strony zapominamy, że połowa świata jest dwujęzyczna naturalnie i nikt opóźnienia mowy przy tej naturalnej dwujęzyczności nie zarzuca. Tak naprawdę nie sposób sprawdzić, czy gdyby to samo, dwujęzyczne dziecko, mówiło tylko w jednym języku, to mówiłoby szybciej? Lepiej?


dwujęzyczność

A jak to wygląda u nas?


Chyba… zupełnie normalnie. Na pewno Nastka nie jest hop do przodu z mową, jak czytam o niektórych dzieciach to daleko jej do nich. Ale powtarza coraz więcej słów, niektóre rzeczy nazywa po swojemu (uwielbiam „lulul” – telefon czy „tutuś” – przytulić), a co najfajniejsze… robi to w dwóch językach! Mamy „shoes”, „ball”, „bull” czy „eye”, ale też „dziadzia”, „siusiu” czy „cześć” oraz „zejść” – wymawiane z coraz wyraźniejszym „ść”!. Przez jakiś czas hitem był „bęben”, teraz faworytem jest „momo” (motor). Gada non stop. Słówkami, nie zdaniami, ale powtarza uparcie i bez wytchnienia. Czasem aż mam ochotę powiedzieć: please baby, be quiet for a while!


Z dnia na dzień tych słów pojawia się coraz więcej i też Anastazja coraz więcej powtarza po nas. Nie mam więc na ten moment żadnych obaw, że wprowadzanie dwujęzyczności mogło w jakiś sposób opóźnić rozwój mowy. Ale z ręką na sercu powiem szczerze, że dużo z Anastazją nad tą mową pracujemy. I kto wie, może gdyby w domu rzeczywiście panował wyłącznie język polski, to składałaby już pierwsze podstawowe zdania? A może nie! Tego tak naprawdę nigdy się nie dowiemy 😉


dwujęzyczność

Jak „pracujemy” w domu nad rozwojem mowy?


  • Przede wszystkim – mówimy. Dużo mówimy. Ja po angielsku, mąż po polsku. O samej metodzie OPOL, więcej tutaj. Opowiadamy co widzimy, co robimy, czujemy.
  • Czytamy – codziennie, po angielsku i po polsku.
    Po polsku króluje książka „Binta tańczy” seria „Jano i Wito”, powoli wkręcamy się w „Kicię Kocię” i oczywiście dalej uwielbiamy „Pucia”. Wszędzie gdzie mamy naśladowanie dźwięków, Anastazja bardzo chętnie uczestniczy w czytaniu. Hitami są też książki obrazkowe – w tym niezawodna „Ulica Czereśniowa” (szczególnie, że można ją czytać w obu językach!) Wydłuża się jej też czas koncentracji i możemy czytać pozycje, gdzie jest coraz więcej tekstu. Dlatego po angielsku sięgamy już po „Gruffalo” czy „The Mole and The hole” (obie pozycje Julii Donaldson, moje perełki!), a także wszelkiego rodzaju słowniki obrazkowe, książki o zwierzętach.
  • Robimy zabawy słowne: Anastazja bardzo chętnie powtarza dźwięki, więc ćwiczymy różne sylaby, samogłoski, powtarzamy, trochę przy tym podśpiewując, modelując głos. Ćwiczymy wszystkie „brrr”, „wrrr” czy „ćwir ćwir”.
  • Nie jemy papek i nie jedliśmy od początku. Od około 7 miesiąca stopniowo wprowadzaliśmy kolejne posiłki, nie miksując je na papki, tak żeby język, twarz, będące jednocześnie narządami mowy same musiały się bardziej napracować, a co za tym idzie – lepiej rozwijać.
  • Anastazja nie miała też smoczka (prócz pierwszych trzech miesięcy), więc nigdy nie było sytuacji, że jej chęć mówienia była ograniczona smoczkiem w buzi.

dwujęzyczność

W celu poprawnego rozwijania mowy zaleca się też wprowadzanie zabaw sensorycznych i tu trochę leżymy 😉 Ani ja, ani Nastka, a co dopiero mój mąż, takich zabaw nie lubimy. Bardzo lubimy za to malowanie i najczęściej właśnie to wybieramy z tych sensorycznych zabaw oraz… spacery i pozwalanie na dotykanie roślin, ziemi, faktur 🙂


Dwujęzyczność – rozumienie po polsku i angielsku


A co do rozumienia polskiego i angielskiego. Na ten moment, na moje oko, oceniam, że Nastka rozumie oba języki w tym samym stopniu. Są słowa które kojarzy tylko po angielsku (wyniesione typowo z czasu spędzonego ze mną, z książek które czytamy), ale ogólne rozumienie jest na tym samym poziomie. A rozumie moim zdaniem naprawdę dużo! Każdego dnia zaskakuje mnie jak jest w stanie pojąć złożone zdania w obu językach, lub wyłuskać z szybkiej rozmowy między mną a mężem, np. słowo „koń”, na które od razu reaguje „ihaaa”.


Kolejne takie podsumowanie planuję jak Anastazja skończy dwa latka – jestem ciekawa jak do tej pory zmieni się nasza dwujęzyczność 🙂


A poniżej znajdziecie inne wpisy o dwujęzyczności: