Dwujęzyczność zamierzona na co dzień – jak u nas wygląda?

Wszystko co nowe, potrzebuje czasu na wdrożenie. My też go potrzebowaliśmy. Mówienie po angielsku do dziecka wymagało od nas z początku wielu dni na przestawienie się. W końcu – powiedzmy sobie szczerze – jest to coś zupełnie nienaturalnego! I nie chodzi tu tylko o przestawienie się z polskiego na angielski w mowie. Mam na myśli przede wszystkim mentalne przygotowanie. Miałam bowiem świadomość, że zarówno niektórzy w rodzinie czy wśród znajomych mogą na to patrzeć jak na wydziwianie, próbowaniem bycia rodzicem „ą ę”…


No nie, do tego ostatniego jeszcze trochę mi brakuje. Ale nie ukrywam, że obok zdrowia i szczęścia mojego dziecka, zależy mi też bardzo na jego rozwoju. I jeżeli mogę go na różne sposoby wspierać, to lenistwem byłoby tego nie robić. Dlatego zdecydowaliśmy się z mężem na wprowadzanie edukacji Montessori, dla tego rozważamy w przyszłości edukację domową i dlatego też zdecydowaliśmy się na mówienie do Anastazji po angielsku.


Kilka słów o powodach tej ostatniej decyzji i czym jest dwujęzyczność zamierzona możecie przeczytać w tym wpisie.



Dwujęzyczność zamierzona – czy wymaga to dużo czasu i wysiłku?


Z jednej strony tak, z drugiej strony nie. Tak naprawdę nie robię wielu dodatkowych czynności językowych, których bym nie robiła, gdybym mówiła do Anastazji po polsku. Fakt, czasem muszę coś sprawdzić w słowniku czy zastanowić się nad poprawną konstrukcją zdania, ale nie spędzam nad tym dodatkowych godzin.


Inaczej jednak jest z tym wysiłkiem – jakbym dobrze po angielsku nie mówiła (a nie mówię!), jest to mój drugi język. Nie jestem native’m, daleko mi do ich płynności, często zapominam słówek, łapię się na błędach. Nie jestem więc w stanie z naturalną łatwością i polotem opowiadać i mówić po angielsku. Ale z dnia na dzień jest coraz lepiej.


Mówienie po angielsku będzie wymagało od Ciebie wysiłku. Przekazywanie myśli i poleceń nie zawsze będzie łatwe i przyjemne. Czasem będzie Cię korciło, aby wyrazić emocje po polsku. Wciąż będziesz zastanawiał(a) się nad gramatyką i wymową, przypominał(a) sobie angielskie słowo na „sitko” czy „konewka”. Czasem będziesz musiał(a) przełknąć ślinę i wstyd, aby mówić po angielsku przy innych ludziach, będąc świadomym swoich niedoskonałości w tym języku – och, jak często ja tak mam!


Ale wydaje mi się, że warto! Bo ja już widzę po 10-cio miesięcznej Anastazji, że reaguje na angielski ze zrozumieniem! I już to jest moim największym motywatorem do wkładania tego dodatkowego wysiłku.


Jak już wspominałam w tym wpisie – po angielsku mówię głównie ja. I staram się mówić do Anastazji wyłącznie po angielsku. Jak więc wygląda u nas dwujęzyczność zamierzona na co dzień?


Opowiadanie tego co robię, po angielsku


Pierwsze i moim zdaniem – najważniejsze. A przy okazji – wymagające ode mnie najwięcej wysiłku i zacięcia. Dlaczego? Bo czasem po prostu jestem zmęczona. Czasem chcę posiedzieć w ciszy i zająć się czymś bez mówienia. Czasem po prostu potrzebuję skupienia lub zapominam, że powinnam swoje myśli uzewnętrzniać. Bo opowiadanie, nazywanie rzeczy codziennego użytku, opisywanie czynności i rzeczywistości to najlepszy sposób na przedstawieniu dziecku otaczającego nas świata. Bo to z nim najwięcej ma do czynienia i najbardziej będzie potrzebowało słownictwa z tego zakresu.


Dlatego gadam – raz mniej, raz więcej. Ale gadam – o tym jak obieram ziemniaki, gotuję brokuła, sprzątam i odkurzam, piszę artykuł na bloga. Nazywam sztućce, zabawki, opisuję cechy – duży, mały, czerwony, okrągły. Staram się by słownictwo, które używam było proste, ale różnorodne.


Czytanie książek po angielsku

To mój konik – uwielbiam czytać na głos po angielsku. Mam wtedy znacznie lepszą wymowę i akcent. Skupiam się na wszystkich detalach fonetyki angielskiej (z naciskiem na British English, bo taki też akcent wybrałam na studiach i mogę słuchać wymowy Brytyjczyków 24/7), podkreślam interesujące słowa, czytam raz mniej, raz bardziej dynamicznie. Podobno świetnie mi to wychodzi, więc może czas zacząć to nagrywać i puścić w świat? 🙂


dwujęzyczność zamierzona

A co czytamy? Udało mi się znaleźć kilka perełek – starych książek dla dzieci po angielsku, w których język wprost zachwyca! Czytam więc głównie te opowieści. Do tego mamy kilka angielskich książeczek dla maluchów – z odgłosami zwierząt i samochodów, z liczeniem po angielsku, z alfabetem. Nasza angielska biblioteczka sukcesywnie rośnie i jeśli chodzi o zasadę minimalizmu w naszym domu, to zą kategorią zakupów mam największy problem!


Śpiewanie i słuchanie angielskich piosenek


Kolejny hit! Śpiewam Anastazji praktycznie tylko po angielsku. Nawet stworzyłam angielskie słowa do naszych kultowych polskich kołysanek (Ach śpij kochanie, Aaaa kotki dwa). Piosenek angielskich w sieci jest dużo, ale trzeba wybierać te naprawdę kształcące muzyczny talent dziecka, a nie „im-więcej-dźwięków-i-krzyków-tym-lepiej”. Dlatego my śpiewamy głównie piosenki Pomelody i ostatnio też Zumbini. Pomelody jest bardziej różnorodne, ale Zumbini też ma świetne taneczne melodie!


Puszczanie słuchowisk po angielsku


Gdy już głowa od myślenia boli lub muszę skupić się na jakiejś czynności, a jednocześnie mam poczucie niedosytu angielskiego w danym dniu, puszczam słuchowiska po angielsku – bajki lub książki czytane, czasem angielskie radio. I nawet jeśli Anastazja na razie nie wykazuje nimi większego zainteresowania, to dzięki nim osłuchuje się na okrągło z poprawną angielszczyzną i akcentem. Słucha też głosów innych osób mówiących po angielsku, a nie tylko mamy.


Prawda jest taka, że nasza polsko-angielska codzienność jest zwykłą polską codziennością, tylko że w dużej mierze w języku angielskim. Staram się trzymać tylko języka angielskiego, żeby nie mieszać Anastazji w głowie. I odkąd podjęliśmy decyzję o wprowadzaniu dwujęzyczności trzymamy się tego. Strasznie jestem ciekawa efektów! Widzę już teraz, że Anastazja rozumie co do niej mówię i tym bardziej dodaje mi to skrzydeł!


Jest jeszcze jeden mały plus tego całego angielskiego zamieszania – zauważam własny rozwój językowy. I czuję, że powoli wracam z angielskim do formy z czasów studiów filologicznych!


To co, zachęciłam Was? 🙂 Czy dwujęzyczność zamierzona to coś dla Was i Waszych pociech?


A może znacie fajne angielskie piosenki dla maluchów, w stylu: „Head, shoulders knees and toes?” 🙂