Są takie dni, gdy mam wrażenie, że nie robię nic innego, tylko odkładam rzeczy na miejsce. Zabawki, książki, porozrzucane długopisy, które Nastka uwielbia wkładać do metalowego koszyczka, silikonowe foremki, płyny i kremy z łazienkowej szuflady, dziecięce ciuszki z komody, buty… Mogłabym tak wyliczać bez końca, bo i czasem to sprzątanie nim się skończy, to zaczyna na nowo. Myślę, że każda mama ma podobne odczucia.
Ale wiecie co? Te dni coraz częściej mają w sobie te cudowne chwile, gdy to nie ja sprzątam. Tylko robi to moja mała, ale wielka córeczka, jeszcze niespełna 15-to miesięczna. Ostatnio jednym z częstszych zwrotów, który używam w stosunku do Anastazji jest „put it back” – przede wszystkim dlatego, aby nauczyła się odkładać na miejsce. I moje serce skacze z radości, widząc jak często te słowa spotykają się z pozytywnym odbiorem i oczekiwaną przeze mnie reakcją. Czasem muszę powtórzyć kilka razy, ale czasami nie muszę też mówić nic. Na przykład, gdy pieluszka ląduje w śmietniku, a szufelka i zmiotka pod zlew. Zabawki też wracają czasem na miejsce z pomocą małych rączek. Coraz częściej porządek zaczyna się robić „sam.” I traktuję to jako piękną perspektywę na przyszłość.
I oczywiście, to nie jest tak, że nie muszę sprzątać. Ale widzę jak moje dziecko uczy się odkładać na miejsce. To też nie tak, że w tym czasie siedzę na kanapie i piję kawę przeglądając internet. Zwykle siedzę obok, zachęcam do odłożenia na bok, mówię, czekam na reakcję. To wciąż jest mała istota, która bardzo potrzebuje mojej uwagi i impulsu do działania.
A w tym wszystkim o czym piszę wielką rolę odgrywa obserwacja.
Nauka poprzez obserwację
Każdego dnia przekonuje się jak wiele prawdy jest w tym, że małe dzieci uczą się przede wszystkim poprzez obserwację. Coraz częściej Anastazja chce robić dokładnie to samo co ja – czesze włosy, patrząc mi prosto w oczy, czy widzę. Chce siedzieć przy stole jak dorosły, nie w swoim pięknym krzesełku za miliony monet, tylko na tym normalnym dorosłym krześle. Mimo że ledwo jej głowa wystaje zza krańca stołu. Chce pić z mojej szklanki, bawi się kosmetykami, a przy tym cały czas czujne oko tego malucha patrzy, obserwuje i chłonie dalej. Mam więc uczucie, że każdy mój krok jest uważnie analizowany i wykorzystywany. A więc…
Drodzy rodzice – beware. Dziecko patrzy! I naśladuje – zarówno to, co chcemy, aby powtarzało, ale też to, czego wolelibyśmy aby się nie uczyło.
Przyjazna przestrzeń
Dlatego tak ważne jest aby każdy przedmiot miał swoje miejsce w domu, a dzieci swoją przestrzeń. Dzieci szybko zapamiętują gdzie leży dana rzecz. Widzą jakie miejsca mają drewniane klocki, a gdzie mama odkłada książki. Patrzą, jak mama odkłada talerze do dolnej szuflady, a tata wyciąga z szafki na korytarzu buty. I z czasem dziecko jak czegoś pragnie, albo chce, aby rodzić wziął daną rzecz, idzie w to miejsce i pokazuje. Komunikuje w ten sposób pewną wiadomość:
- „Mamo, podaj mi to.”
- „Tato, odłóż tu swoje kapcie.”
- „Mamo, to nie powinno tutaj leżeć.”
Pamiętam, jak przeczytałam kiedyś w książce „Sekret dzieciństwa” M. Montessori opis sytuacji, gdzie mała dziewczynka zaczęła płakać, bo mama odłożyła na stół parasol, który nigdy się tam nie znajdował. Dla dziewczynki było to tak nienaturalne, że okazała swoje niezadowolenie z tego braku porządku poprzez płacz. I czasem też dostrzegam takie sytuacje w naszym domu. Ostatnio odkładając lalkę na stolik, zamiast na szafkę, Nastka głośnym „ta ta ta” i pokazywaniem palcem, pokazywała gdzie jest miejsce tej lalki.
Inspirując się Montessori, mamy w domu kilka organizacyjnych zasad:
- Anastazja ma w salonie swoją przestrzeń: jest tam jej mata, na której spędza większość czasu, gdy się bawi czy czyta. Obok stoi mała szafka na niektóre zabawki i pomoce (Ikea, seria Kallax) oraz koszyk z książkami. Na macie pod oknem też stoi kilka zabawek.
- Wyłożone zabawki mają spełniać różne funkcje (mamy klocki, sortery, figurki zwierząt czy instrumenty) – to czym Anastazja jest zainteresowana – bierze. Jeżeli czymś nie wykazuje zainteresowania, chowam do szafy i wystawiam za tydzień czy dwa, żeby sprawdzić czy ją na nowo zainteresuje. A jakie zabawki dla dzieci w wieku 0-12 polecam, możecie przeczytać tutaj: zabawki dla niemowląt.
- Rotuję pomoce raz na tydzień lub dwa – zmieniam ich miejsca, jedne eksponuję bardziej, inne mniej. Niektóre chowam do szafy, inne wykładam.
- Każda zabawka ma swoje określone miejsce i bardzo tego pilnuję.
- Książki są zawsze na widoku – Anastazja najwięcej czasu spędza właśnie z nimi. Bezustannie chce, aby usiąść z nią i czytać.
- Powoli wprowadzamy „ekspozycje tematyczne” – tak to sobie ładnie nazwałam 🙂 Anastazja jest teraz niezmiernie zainteresowana zwierzętami (od dobrych kilku miesięcy), ale w szczególności tymi domowymi oraz żyjącymi na farmie. Zrobiłam jej więc taką małą tematyczną ekspozycję zabawek i książek właśnie o tej części świata zwierząt i ludzi. Niebawem pojawi się dedykowany temu tematowi wpis na blogu, więc wypatrujcie!
Przyjazną przestrzeń tworzymy razem:
Kilka dni temu wieczorem przed spaniem, po zakończonej zabawie, zobaczyłam jak Anastazja odstawia na półkę kolejne części tęczy Grimms (w nieładzie, nieporadnie, ale w dobre miejsce). Zaraz potem przeniosła pod okno wielkie pudełko z klockami, dokładnie w miejsce gdzie zawsze stoi. Potem odłożyła do koszyka porozrzucane książeczki. Wszystko to w wielkim skupieniu.
Jak już pisałam – sprzątam w ciągu dnia wiele razy. Staram się, abyśmy z zabawy nie przechodziły do obiadu bez sprzątania. Podobnie ze spacerem. Chyba, że sytuacja jest kryzysowa, co też się oczywiście zdarza!
Wieczorem zawsze sprzątamy przestrzeń Anastazji – staram się, byśmy robiły to razem, choć czasem zmęczenie wygrywa i najpierw kładziemy Anastazję do łóżka. Ale ta ostatnia sytuacja pokazała mi, że ona już kojarzy fakty – przed spaniem sprzątamy. Tym bardziej chcę, aby stało się to naszą wieczorną rutyną.
Nie chcę też idealizować – gdy łapie mnie zmęczenie lub po prostu mamy gorszy dzień, odpuszczam. Nie chodzi też o to, by w tym całym sprzątaniu za bardzo się zatracić. Widzę jednak, że dla Anastazji sprzątanie jest czymś normalnym, odbiera to (na razie) jako formę zabawy. Ileż radości daje jej, gdy proszę by zaniosła brudną bluzę do kosza na pranie! I chyba o to w tym wszystkim chodzi! I za każdym razem jak mam dość układania po raz n-ty zabawek, długopisów, kosmetyków… przypominam sobie te chwile i wiem, że warto. Że to się w przyszłości odpłaci 🙂
A jak jest u Was? Sprzątacie wiele razy w ciągu dnia, czy tylko raz a dobrze wieczorem? Czy dzieci mają swoją przestrzeń? 🙂