Gdy zaszłam w ciążę, miałam już w głowie pewne rzeczy, które chciałam w wychowaniu wprowadzać od początku: dwujęzyczność, elementy metody Montessori (przede wszystkim: włączanie dziecka w codzienność, nauka samodzielności, podążanie za dzieckiem, przyjazna przestrzeń), codzienne czytanie i rozkochanie dziecka w książkach (o czytaniu od małego możecie przeczytaj w ostatnim wpisie: Jak wychować małego czytelnika?), zarażenie dziecka pasją do ruchu i sportu.
Kolejne rzeczy pojawiały się wraz z kolejnym miesiącami życia Anastazji: wychowanie przez sztukę (tańczymy, śpiewamy, gramy na pianie, trochę malujemy) czy wychowanie blisko natury (to nauka dla nas wszystkich).
Zawsze jednak chciałam najbardziej mieć po prostu z dziećmi bliskie, naprawdę dobre relacje. Chciałam, być tym rodzicem z pozytywną energią i nastawieniem, którym zarażać będę innych. A takie emocje wydaje mi się trudno wykrzesać, gdy przyjmując na siebie ogrom odpowiedzialności i wyzwań, zatracamy się, z czasem męczymy, czujemy się znużeni i sfrustrowani. A na tym cierpi nasze poczucie spełnienia, szczęścia i właśnie to pozytywne nastawienie do rodzicielstwa. Jak te frustracje więc ograniczyć?
Czy na pewno musisz robić wszystko?
Pisząc bloga, będąc obecna w social mediach dopiero dochodzi do mnie ogrom sposobów wychowawczych, metod, pomysłów, priorytetów w wychowaniu dziecka, które my jako rodzice możemy wykorzystać. Możemy, ale nie musimy!
Czasem mam wrażenie, że kusi nas, aby spróbować wszystkiego, prześcigać się z samym sobą w tych metodach wychowawczych – byłam tam i ja, myśląc o wczesnej nauce czytania, metodzie Domana, o wplataniu większej ilości sensoryki w naszą codzienność (gdzie sensoryki naprawdę nie czuję…), o robieniu z dzieckiem codziennie nowych rzeczy, kreatywnych zadań, o samodzielnym tworzeniu pomocy rozwojowych … mogłabym jeszcze wyliczać! Dobrze wszyscy wiemy, jak często wyidealizowany świat pokazuje m.in. Instagram – poprzez piękne obrazki, ale przede wszystkim – wycinki codzienności, będące zaledwie ułamkami naszego życia. Łatwo popaść w poczucie bycia zbyt mało kreatywnym, robienia zbyt małej ilości aktywności z dzieckiem – patrzymy, inspirujemy się, ale z czasem też demotywujemy, widząc ile inni rodzice są w stanie robić ze swoimi pociechami. A my?
Ja w pewnym momencie chciałam robić wszystko 🙂 Bo o czym nie przeczytałam, wydawało mi się takie super rozwojowe, odkrywcze, konieczne do spróbowania! W końcu chciałam dla mojego dziecka jak najlepiej! Trochę zapędzałam się sama w miejsca, w których nie czułam się dobrze i które po prostu nie były moimi priorytetami wychowawczymi. A chcąc łączyć wychowanie dziecka z zajmowaniem się domem i pracą, nie mając przy tym pomocy innych osób, będąc przy tym samemu radosnym rodzicem, wybranie tych priorytetów stało się w pewnym momencie dla mnie kluczowe 🙂
To trochę jak z pięknymi dziecięcymi zabawkami – edukacyjnymi, rozwojowymi, kreatywnymi. Jest taki moment, że chcesz mieć je wszystkie. Szczególnie, gdy widzisz, jak niektórzy rodzice wciąż kupują coś nowego. Ale czy Twoje dziecko też tego potrzebuje?
Nasze priorytety wychowawcze
Teraz mam do tego wszystkie luźniejszy stosunek – robię to, w czym sama czuję się dobrze i co jest naszym priorytetem.
W dalszym ciągu jest to dwujęzyczność, która już sama w sobie uważam, że bardzo dobrze wpływa na ogólny rozwój dziecka. Jest to zachęcanie dziecka do dużej aktywności ruchowej, najlepiej na świeżym powietrzu – wiem, jak dla mnie ruch ważny był przez całe życie i chciałabym, by moje dzieci były równie aktywne. To też włączanie dziecka w codzienność, w codziennie obowiązki, nauka samodzielności (za Marią Montessori) – bardzo w tym z mężem się wspieramy i wiemy, jak to dla nas ważne. Dni dopełniamy czytaniem, śpiewaniem, tańczeniem i po prostu wspólnym spędzaniem czasu, zabawami i śmiechami chichami! Żebyśmy zarówno my jako rodzice czuli się dobrze z tym, jak postępujemy i wychowujemy i żeby dziecko tę naszą radość i pewność tego co robimy czuło.
Proste, trochę wyświechtane powiedzenie mówi: szczęśliwy rodzic, to szczęśliwe dziecko. Ale myślę, że sporo w tym prawdy i w pełni się z tym zgadzam! 🙂
A fajne w tym wszystkim jest to, że mając te swoje priorytety wychowawcze, na których bazujemy, nie robiąc na siłę tego, czego nie czuję, mam w sobie więcej zapału i ochoty, by raz na jakiś czas wyjść poza tę bazę i spróbować czegoś nowego!
A Ty jakie masz priorytety wychowawcze? 🙂