Porządki w szafie niemowlaka – wprowadzamy minimalizm

Dziś trochę bardziej życiowo.. Nadszedł ten dzień, do którego przymierzałam się od dłuższego czasu – porządki w szafie Anastazji. Ostatnio w jej pokoju zaszło sporo zmian. Dla ułatwienia życia i tworzenia przyjaznej dla malucha przestrzeni wprowadzamy minimalizm w wielu sferach naszego życia. Między innymi fotel do karmienia wyjechał do salonu. W jej dość małym pokoju zajmował zbyt dużo miejsca, przestał też spełniać swoją przewodnią rolę, gdy przestałam Nastkę karmić przed snem na siedząco. Robię to teraz zawsze na leżąco.


Zlikwidowaliśmy też łóżeczko. Po pierwsze, Nastka od początku źle reagowała na odkładnie do niego – czasem musiałam ją odkładać po kilka razy, żeby się nie wybudziła. Przy którymś razie wymiękałam i kładłam ją na dużym łóżku rozkładanym, które też stoi u niej w pokoju – obecnie zajmuję je ja. W nocy gdy się budziła, brałam ją do siebie do łóżka i już tak spałyśmy do rana. Łóżeczko nie spełniało swojej roli w takim stopniu w jakim chciałam, więc materac Nastki wylądował na podłodze, a łóżeczko w piwnicy. Poczeka na kolejnego malucha 🙂


Minimalizm w szafie niemowlaka – małymi krokami do przodu


Wracając do porządków w szafie – w okolicach narodzin Anastazji dostaliśmy od kilku bliskich osób torby z używanymi ciuszkami – w gorszym i lepszym stanie. Przyjmowałam wszystko po kolei z rosnącą radością i pewnością, że wszystko na pewno użyjemy! Miałam wtedy podejście – nawet jak coś będzie lekko przybrudzone, to na pewno się przyda! Przecież dziecko non stop się brudzi. To samo podejście miałam ze znoszonymi rzeczami, które powinny pójść na szmatki (czego wtedy nawet nie rozważałam). Zrzucam to na karb totalnego braku doświadczenia – nie wiedziałam ile rzeczy będzie potrzebnych, cieszyłam się, że nic (dosłownie, oprócz kilku pajacyków w rozmiarze 56!!!) nie muszę maluchowi kupować i wydawać pieniędzy. Z perspektywy czasu widzę, że wystarczyłaby nam 1/3 tych rzeczy.

komoda niemowlaka
minimalizm

Teraz, 10 miesięcy później postanowiłam zrobić porządny remanent w tych wszystkich ciuszkach. Znaleźliśmy się na etapie, gdy połowa szafy jest noszona na okrągło, a drugiej nawet raz nie włożyłyśmy. Bo kolor nie ten, bo gdzieś plamka stara, rękawek rozciągnięty. No tak, w głowie się poprzewracało od tych wszystkich przesyłek, a teraz chce remanent robić! Ale szafa pęka w szwach, a że jestem typem osoby, która nie lubi trzymać rzeczy na zapas, to czas trochę ich wydać. Przyznam szczerze, że ich ilość mnie po prostu przytłaczała. Widać to zresztą na powyższych zdjęciach.


Na marginesie pozostawię kwestię, że dwa razy tyle ciuchów mamy schowane w domu rodzinnym męża… – połowa jest już zbyt mała, druga połowa czeka aż Nastka podrośnie. Z tamtymi rozprawię się przy najbliższej wizycie.


minimalizm

Minimalizm a samodzielność i łatwość wyboru

Miesiące lecą szybko, Anastazja rośnie w oczach, a mi bardzo zależy na jej rozwoju w kierunku samodzielności. Jesteśmy w Poznaniu praktycznie sami, nie mamy tu oprócz dość zajętej Cioci Beatki nikogo do pomocy. Planujemy mieć dużą rodzinę. Potrzebuję więc wdrażania samodzielności u naszych dzieci od najmłodszych lat.


Chciałabym, by jak już będzie gotowa, Anastazja sama wybierała swoje ubrania na dany dzień. A do tego potrzebuje na pewno mniejszej ilości rzeczy i porządku w nich. Zbyt duży wybór będzie zbędnym utrudnieniem dla dziecka. Planuję szykować jej na dany dzień 2-3 zestawy do wyboru, aby mogła samodzielnie i bez zagubienia wybierać odpowiednie komplety.


Chcę też powiesić w pokoju Anastazji wieszaki na ścianie – nisko, na wysokości jej oczu, aby samodzielnie mogła odwieszać sweterek czy ręcznik. Małymi krokami tworzymy rozwojową przestrzeń dla malucha 🙂


minimalizm

Minimalizm a oszczędność czasu i nerwów


Inną kwestią jest czas – mój i męża. Zbyt duża ilość ubrań = zbyt duży dylemat, w co ubrać malucha. To jak z pełną kobiecą szafą, przed którą się staje. Ubrania wysypują się na zewnątrz, a i tak nie ma w co się ubrać. Zmiana tego statusu w kontekście mojej szafy też wisi nade mną od wielu miesięcy…


Jeszcze do niedawna często łapałam się na tym, że ubierałam Anastazję na siłę w ubranka, których jeszcze nie miała okazji założyć – mimo że nie do końca mi się podobały lub nie były praktyczne w użyciu. Tyle ubrań dostaliśmy, więc żal mi było ich nie wykorzystać. Czułam się wręcz głupio… Ale to przekonanie już pokonałam, więc akcja oczyszczania przestrzeni malucha weszła w życie.


Moim celem było przede wszystkim zmieszczenie się ze wszystkimi aktualnie używanym ciuszkami w jednej szufladzie. Nie licząc bluz i sukienek, które wiszą w szafie. Wcześniej ubranka zajmowały półtorej, wypchanej po brzegi szuflady. Dostawałam szału jak próbowałam wepchnąć kolejnego bodziaka w miejsce, którego nie było. Albo gdy wyciągałam ubranko, które miało jakieś stare niezmywalne już plamy…


Odłożyłam więc do wydania bądź przerobiłam na szmatki ubranka:

  • których Anastazja ani razu nie miała na sobie,
  • mocno zużyte,
  • uszkodzone,
  • przybrudzone plamami, które nie chcą zejść,
  • z nieprzyjemnego, sztywnego lub sztucznego materiału – takich mieliśmy sporo.

minimalizm

Jak to teraz wygląda?


Teraz mieścimy się w jednej szufladzie na luzie! Wszystkie ciuszki są przebrane – czyste, nieporwane. Nie tracę już czasu i nie frustruję się, gdy Nastka wywija fikołki na przewijaku, a ja szukam czegoś, co się nadaje do włożenia, lub pasuje do spodenek. Jedna szuflada, w której na razie są rzeczy za duże na Anastazję też przeszła gruntowne porządki. W przyszłości właśnie w tej szufladzie planuję wykładać Anastazji komplety ubranek do wyboru na dany dzień.


minimalizm

Zrobiłam też kiedyś super designerskie i gustowne przekładki z kartonu, których teraz trochę docięłam. Ważne, że spełniają swoją funkcję – może kiedyś dorobię się czegoś lepszego, ale na ten czas nie mam takiej potrzeby 🙂


Poukładałam wszystko staranniej niż wcześniej – bodziaki i koszulki podzieliłam na te z krótkim i te z długim rękawem. Najszybciej Anastazja brudzi spodenki oraz getry – raczkowanie mocno daje im w kość! Getry zakładam jej też pod niektóre sukienki, więc są w użyciu na okrągło. Ich więc prawie nie odkładałam do wydania i zostawiłam 20 sztuk.


Bodziaków z długim rękawem, krótkim i koszulek z krótkim rękawem zostawiłam po 10 sztuk. Do tego 4 rampersy, 5 long sleeve-ów, 2 bluzy, 2 sweterki, jedna kamizelka. I 14 sukienek – teraz latem chodzi głównie w nich, w rampersach i krótkich bodziakach 🙂 Może nie zostało tego mało i to taki niedoskonały minimalizm, ale to idealnie, aby robić pranie dziecięce nie częściej niż raz w tygodniu.


Najważniejszy jest dla mnie efekt po – przejrzystość, łatwość wyboru i brak rozczulania się nad mniej fotogenicznymi ubraniami. Sporo brakuje nam do szafy z katalogów – w dalszym ciągu 90% ubranek w szafie Anastazji są po innym dziecku. Wielokrotnie świecą mi się oczy na widok pięknych sukienek czy uroczych kompletów dla maluchów. Ale na szczęście rozsądek zawsze wygrywa i rezygnuję z zakupów. Wolę te pieniądze przeznaczyć na wspólny wyjazd czy lepszej jakości zabawkę drewnianą. Na kupowanie modnych ubrań jeszcze przyjdzie czas. Zresztą, dzięki temu ubranka otrzymywane w prezencie „lepiej smakują” 🙂



A jak się mają szafy Waszych pociech? Jesteście zwolennikami nowych ubranek czy korzystaniem z zasobów bliskich osób?